Archiwum

Statystka

Informacje

Z radością informuję, że po dosyć długiej przerwie wypełnionej męczącymi kolokwiami i egzaminami pojawił się na blogu ROZDZIAŁ TRZECI - serdecznie zapraszam do czytania :)

TRUDNE KOŃCE I TRUDNIEJSZE POCZĄTKI

Syriusz

  Nie dość, że się dzisiaj w nocy nie wyspałem, to nie mogłem w spokoju zjeść śniadania. Od niechcianej wizyty w przedziale pociągu nie zaprzątałem sobie myśli Amandą, ale teraz jedyne nad czym się zastanawiałem, to w jaki sposób pozbyć się jej, aby jednocześnie nie uszkodzić przy tym Gryfonów, którzy w przeciwieństwie do mnie mogli nacieszyć się jedzeniem.
  Oczywiście James nie był skory do pomocy, bo po co ratować przyjaciela? Najpierw kazał mi wstać o nieludzkiej porze, bo piąta nad ranem niewątpliwie takową była, aby w środku nocy pójść na boisko i poćwiczyć kilka nowych manewrów zanim ostatecznie zaprezentujemy je drużynie. Zziębnięty i wyczerpany oczekiwałem ze zniecierpliwieniem tego momentu, kiedy usiądę, a w moich ustach znajdą się cudownie ciepłe tosty i jajecznica, które zawsze smakowały o niebo lepiej niż wyglądały, a ich prezencji nigdy nie można było niczego zarzucić.
- Czy łaskawie mogłabyś się do mnie tak nie kleić? - Powiedziałem przez zęby wpatrując się we wciąż pełny talerz. - Mam twoje włosy w jedzeniu. - Blondynka spojrzała na mnie jak gdyby nic się nie stało.
- Ale Syriuszu, mój ty kociaku... - Oczywiście w tym momencie Potter parsknął ze śmiechu i opluł mnie tym czego sam nie miałem możliwości skosztować. Zacisnąłem palce na widelcu i próbowałem nie wbić go sobie w szyję, co na pewno uwolniło by mnie od tych udręk.
- Chyba miałaś na myśli szczeniaka, albo jakiegoś wilczura. Coś bardziej psowatego byłoby na miejscu. - Rogacz spojrzał na mnie i Amandę zza okularów i posłał w naszym kierunku uśmiech zadowolenia. Dziewczyna zmarszczyła lekko czoło próbując zrozumieć znaczenie słów mojego martwego w niedalekiej przyszłości przyjaciela, ale nie odezwała się.
- Uważaj, bo grabisz sobie w tym momencie i to ostro. - Niemal warknąłem posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. - Jeszcze wiele razy będziesz czegoś ode mnie chciał i wtedy zobaczymy jaki potrafisz być miły i potulny.
- Wybacz, ale to było silniejsze ode mnie, sam rozumiesz. Sytuacja mnie do tego zmusiła.
- Jaka sytuacja?! - Żachnęła się złotooka i w tym momencie poprawiła ostentacyjnie włosy. - Chyba nie masz na myśli mnie? - Uniosła wojowniczo głowę, a jej szczupła szyja jeszcze bardziej się wydłużyła. Pomimo tego, że nie chciałem, ale musiałem przyznać, że zawsze prezentowała się olśniewająco i niestety doskonale była tego świadoma.
- Jeśli dobrze pamiętam – odezwałem się po chwili – stół Ravenclawu jest za nami, więc może zrobiłabyś użytek z nóg i tam poszła zjeść śniadanie. Jeśli w ogóle coś jesz. - Nie chciało mi się nawet na nią patrzeć, ale poczułem że delikatnie się ode mnie odsuwa, a mój talerz został uwolniony od włosów.
- Syriusz, nie musisz być taki niegrzeczny dla Amandy. - Usłyszałem głos Dorcas, która usiadła z drugiej strony. - Nie możesz jej winić za to w jaki sposób oddziałujesz na naszą płeć. - W jej głosie było słychać całkowitą powagę, ale w oczach nie potrafiła ukryć, że głęboko w duchu się ze mnie wyśmiewa. - Sprawiasz, że nogi mamy jak z waty, więc to byłoby wysoce niebezpieczne w takim stanie gdzieś iść. Pretensje możesz mieć tylko i wyłącznie do siebie i do własnego uroku.
- W końcu ktoś rozumie co tu się dzieje. - Powiedziała pełna przekonania Rickett, a jej paznokcie boleśnie wbiły się w mój przegub. Nachyliłem się nad stołem i wziąłem do wolnej ręki tyle tostów ile byłem w stanie zabrać. Gwałtownie wstałem zupełnie nie martwiąc się o brak delikatności z mojej strony w stosunku do blondynki.
- Zobaczymy się na zajęciach. - Mruknąłem i ruszyłem w stronę wyjścia. W drzwiach do Wielkiej Sali minąłem Remusa, który przyglądał mi się badawczo. Na pewno był zdziwiony moim zachowaniem. W końcu niecodziennie Syriusz Black opuszcza najważniejszy posiłek dnia zadowalając się kilkoma marnymi kromkami chleba.
- Cześć. - Odezwał się zaniepokojony. - Już po śniadaniu?
- Jak widać w trakcie. - Warknąłem i pomachałem mu przed nosem tym co musiało mi wystarczyć do obiadu.
- Czy coś się stało? Znowu nie możesz dogadać się z Jamesem co do taktyki? Czy może ma to związek z tą interesującą blondynką z pociągu? - Posłałem na niego zaskoczone spojrzenie. Byłem zdziwiony niezwykłą trafnością jego diagnozy odnośnie mojej ucieczki. Nie musiałem długo czekać na wyjaśnienia, ponieważ po chwili dodał co go naprowadziło na ten trop. - Bo właśnie zmierza w naszą stronę. - Powiedział z głupim uśmieszkiem na twarzy.
- W takim razie znasz już odpowiedź na swoje idiotyczne pytania. - Odpowiedziałem, ku mojemu zdziwieniu z przestrachem. - Znikam zanim chodzące diabelskie sidła mnie dopadną. - Skręciłem w  korytarz i pognałem przed siebie, aby jak najszybciej znaleźć się na drugim piętrze. Ujrzałem mój ukochany posąg, którego tajemnicę znaliśmy tylko my, Huncwoci. Ukryte przejście do wieży Gryffindoru było dla mnie prawdziwym wybawieniem. Udałem się do swojego dormitorium i naszykowałem na zajęcia, ale zanim odważyłem się opuścić moją bezpieczną przystań skorzystałem z naszej cudownej mapy, którą we czwórkę stworzyliśmy w zeszłym roku.
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego. - Po chwili moim oczom ukazał się plan Hogwartu. Odszukałem imię Amandy i sprawdziłem, w którą stronę się kieruje. Odetchnąłem z ulgą, gdy okazało się, że idzie korytarzem prowadzącym na zajęcia z zielarstwa. Jak nigdy ucieszyłem się na historię magii i wesoło opuściłem Pokój Wspólny.

***

  Nie nacieszyłem się zbyt długo najmniej interesującym przedmiotem jaki może istnieć, ponieważ profesor bardzo postarał się o to, aby wszystkim zepsuć humor. Zaczynając od nudnego i ciągnącego się w nieskończoność wywodu o buncie trolli, skrzatów domowych, a może jednak goblinów, zresztą jest to mało istotne, a kończąc na egzaminach końcowych. Przy okazji nieco się zagalopował ponieważ zaczął marudzić o owutemach. Na samą myśl o testach, które będą za niecałe dwa lata, prychnąłem z niezadowoleniem. Tym się będę przejmował dopiero, gdy będę na siódmym roku, ale prawdopodobnie do tego czasu zamorduję Pottera i skończę w Azkabanie.
  Zdezorientowany gwałtownie uniosłem głowę szukając źródła papierowych kulek, które były praktycznie wszędzie. Po chwili usłyszałem doskonale znany mi śmiech i wszystko stało się oczywiste. Na przeciwko mnie, na ławce siedział Potter z Peterem, którym załączył się tryb głupawki. Rozejrzałem się po klasie, ale nikogo oprócz nas nie było. Gdy dotarło do mnie, że zajęcia się skończyły, poczułem w ustach specyficzny smak pergaminu. Idioci, przemknęło mi przez myśli i zgromiłem przyjaciół wzrokiem.
- Pogięło was? - Jęknąłem niezadowolony strzepując z włosów pozostałe dzieło chłopaków. - Lekcja dawno się skończyła?
- Może jakieś dziesięć albo piętnaście minut temu... - Odezwał się okularnik i rzucił we mnie kolejną kulką. - Remus musiał iść pełnić odpowiedzialną rolę prefekta, a my z Peterem nie mieliśmy serca cię budzić. Nawet nie wiesz jak uroczo chrapiesz, gdy śpisz.
- Zaczęło nam się trochę nudzić, a poza tym James zaczął narzekać, że nie może zobaczyć jego słodkiej Lily. - Peter sparodiował ton głosu Pottera, a ja nie mogłem się nie zaśmiać słysząc całkiem imponującą wersję naszego szukającego.
- Ej! Ja wcale tak nie mówię! - Zaperzył się ciemnowłosy.
- Stary, nie wierzę że się dla mnie tak poświęciłeś. Biedna Lily musiała sobie poradzić bez twojego narzucana się. Jestem pewien, że chodzi po szkole zdruzgotana i każdej napotkanej osobie daje porządną reprymendę za całokształt istnienia. Jak mogłeś jej to zrobić? Jesteś bezdusznym człowiekiem. - Spojrzałem na przyjaciela i mój śmiech przerodził się niemalże w rechot. James łypał na mnie obrażony spod okularów.
- Zbieraj się Black. Przez twoje spanie przepadło nam już wystarczająco dużo przerwy. Teraz muszę iść i nadrobić stracony czas z moją rudowłosą pięknością.
  Gdy przemierzałem razem z chłopakami kolejne korytarze Hogwartu, nie mogłem ukryć samozadowolenia na widok dziewczyn, które gdy mnie zauważały, wzdychały i tęsknie za mną spoglądały. Uśmiechałem się zawadiacko w ich kierunku i mrugałem zachęcająco do niektórych, zwłaszcza do tych przyjemniejszych dla oka.
  James ze Ślizdogonem zniknęli za zakrętem, ale i tak usłyszałem okrzyk zachwytu przyjaciela, gdy ten zapewne zobaczył Lily Evans.
- Black, możesz już przestać puszyć się jak paw. - Usłyszałem zgryźliwy komentarz skierowany do mojej jakże skromnej osoby. Odwróciłem się do dziewczyny, która siedziała na parapecie i beztrosko wymachiwała nogami. Po chwili Dorscas delikatnie zeskoczyła i podeszła do mnie przy okazji zbierając książki, które wcześniej leżały tuż obok niej. - Nie ma potrzeby, abyś mieszał tym biednym dziewczynom w głowach. - Prychnąłem na te słowa.
- Kto powiedział, że mieszam im w głowach? Niczego im nie obiecuję, a to że nie mogą ode mnie oderwać wzroku to już nie moja wina. Rano wspólnie ustaliliśmy, po prostu zostałem obdarzony niesamowitym urokiem, któremu nie można się oprzeć. - Spojrzałem jej głęboko w oczy i znacząco uniosłem jedną brew.
- Ty tak na poważnie? - Westchnęła ciężko ciemnowłosa. - Mi jeszcze nie zdążyłeś wywlec mózgu na lewą stronę.
- Jeszcze? - Zaśmiałem się i posłałem dziewczynie szeroki uśmiech. - Czyli jednak!
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, Black. - Meadows przycisnęła książki mocniej do piersi i schowała twarz za kurtyną długich, gęstych włosów. Dałbym sobie głowę uciąć, że jej policzki nagle przybrały bardziej intensywny odcień różowego. Przyspieszyła kroku i uparcie na mnie nie patrzyła. - Powiedz lepiej co słychać u twojej kuli u nogi?
- Co? O co ci chodzi? Jaka kula u nogi? - Zupełnie nie rozumiałem co ma na myśli.
- Amanda? - Powiedziała pytająca, a ja skrzywiłem się na dźwięk tego imienia i niemalże warknąłem. Zmarszczyłem brwi niezadowolony. Wystarczyło wspomnieć o tej nieszczęsnej dziewczynie, aby podnieść mi ciśnienie.
- Prawdę mówiąc, nie specjalnie leży to w kwestii moich zainteresowań. Wystarczy mi, że musiałem ją znosić w poprzednim roku szkolnym, w tym nie mam zamiaru powtórzyć tego błędu.
- Jak się ma ta błyskotka od twojej babci? - Postanowiłem zmienić temat na jakiś zdecydowanie przyjemniejszy. - Wczoraj trochę się jej naszukaliśmy, chociaż nie wykazaliśmy się przy tym zbyt wielkim sprytem. - Zaśmiałem się cicho.
- Bardzo dobrze. - Zadowolona Dorcas pomachała wesoło ręką, a bransoletka cicho zabrzęczała, gdy metalowe zawieszki obijały się o siebie. - Naprawdę sądziłam, że gdzieś przepadła. Jeszcze raz dziękuję ci za pomoc.
  Weszliśmy do klasy z zaklęć, w której pozostali uczniowie już siedzieli i wesoło rozmawiali między sobą. Niebieskooka szeroko się uśmiechnęła i ruszyła w kierunku Evans. Nie musiałem długo szukać Rogacza, jak zawsze usiadł w jednej z ostatnich ławek, ale moją uwagę przyciągnęły dobrze mi znajome czekoladowe włosy, a sekundę później wpatrywały się we mnie o jeszcze bardziej intensywnym odcieniu brązowego ogromne, niemalże sarnie oczy. Przystanąłem jakby mnie ktoś zahipnotyzował, ale drobna postać dziewczyny niemal natychmiast się odwróciła i zaczęła od niechcenia kartkować podręcznik. Blondynka, która siedziała obok niej zaczęła coś szeptać jej na ucho z widocznym podekscytowaniem. Przez chwilę wpatrywałem się w plecy ciemnowłosej i w końcu usiadłem obok Pottera, który ponownie zaczął swoją tyradę o treningach i nowej taktyce. Przed oczami machał mi kolejnymi schematami i szkicami. Nie mogłem się doczekać dnia, w którym odbędzie się nabór do drużyny. Zrezygnowany położyłem głowę na przyjemnie zimnym blacie ławki. Jedyne o czym mogłem myśleć to ciepłe łóżko z miękką poduszką.
  Gwałtownie się podniosłem na dźwięk głosu profesor Flitwicka i odwróciłem głowę w jego kierunku.
- Witam wszystkich szóstoklasistów. Najwyższy czas wziąć się za naukę. Wszystkich nas czeka bardzo pracowity rok.

Eileen

  Po kolejnej dosyć długiej nocy, nieco niewyspana szłam razem z Lexi na zajęcia z zaklęć. Sophie zapodziała się gdzieś zaraz po historii magii, więc zostałyśmy tylko we dwie. Blondynka wesoło trajkotała o wszystkim i o niczym, chociaż wciąż powracała do tematu Włoch, gdzie spędziła praktycznie całe wakacje. Jej starszy brat Archibald otrzymał pracę uzdrowiciela w jednym z największych szpitali na Sycylii, co było niesamowicie genialne, a wręcz oszałamiające. Głęboko w środku miałam nadzieję, że jeśli mi również uda się zostać uzdrowicielem, to będę w tym równie dobra, albo nawet lepsza od pierworodnego potomka państwa McMillan.
  Oczywiście Alexandra wypytała w moim imieniu Archiego o wszystko co wiążę się z owutemami, książkami z których najlepiej się uczyć, a nawet dostałam od niego notatki, które zrobił, gdy sam przygotowywał się do egzaminów. Nie zapomniał jej opowiedzieć o wolontariatach, stażach oraz praktykach. Sporym zaskoczeniem dla mnie było, gdy przyjaciółka oprócz mnóstwa materiałów wręczyła mi listę spisaną przez chłopaka z najciekawszymi placówkami, w których mogłabym zacząć swoją przygodę z uzdrowicielstwem, ale nie wiedziałam co mam myśleć, gdy w jednej z książek znalazłam krótki liścik z jego adresem i dopiskiem, abym czasami odezwała się do niego, a jeśli się zdecyduje, to na następne wakacje spróbuje załatwić mi staż u niego w pracy.
  Dzień, w którym blondynka to wszystko mi dała, był póki co najlepszym od momentu powrotu do Hogwartu, może oprócz kilku skradzionych chwil, które spędzałam z Afrą spacerując wzdłuż granicy Zakazanego Lasu, gdzie obie mogłyśmy nacieszyć się wspólnym towarzystwem i kojącymi dźwiękami wydobywającymi się z wnętrza puszczy.
  Wzięłam głęboki oddech i razem z przyjaciółką przekroczyłyśmy próg sali lekcyjnej, w której było całkiem spokojnie, ponieważ nie wszyscy jeszcze dotarli. Oprócz naszej dwójki na swoich miejscach siedziało kilka osób z Huffelpuffu i Lily Evans, która wręcz z uporem maniaka wpatrywała się w jeden punkt w książce. Oddychała głęboko, a jej policzki i szyję pokrywały czerwone plamy. Lexi spojrzała na mnie zdziwiona, gdy zobaczyła że zmierzam w kierunku Evans, ale nic nie powiedziała. Przyjrzała się dziewczynie i pokiwała głową ze zrozumieniem i zajęła naszą ławkę.
- Cześć. - Odezwałam się nieśmiało. Co prawda zawsze razem pracowałyśmy na eliksirach, ale w czasie przerwy letniej straciłam większość pewności siebie, którą wcześniej posiadałam. - Wyglądasz na dosyć... wzburzoną. Wszystko w porządku? - Rudowłosa oderwała wzrok od czytanego tekstu i spojrzała na mnie zaskoczona, ale niemal natychmiast zdziwienie zmieniło się we współczucie, gdy zorientowała się na kogo patrzy. Trochę mnie to zabolało, ponieważ nikt w szkole nie traktował mnie już tak samo. Wcześniej po prostu nie zwracałam na siebie uwagi, byłam niewidzialna. Byłam tą cichą dziewczyną, kujonką, z którą z niewiadomych przyczyn przyjaźniły się dwie praktycznie najbardziej rozchwytywane Gryfonki w szkole. Nie żebym była jednym ze szkolnych dziwaków i wyrzutków, po prostu częściej byłam dostrzegana przez nauczycieli niż przez uczniów, ale nie przeszkadzało mi to specjalnie. Od teraz byłam tą dziewczyną, której wymordowano rodzinę. Nie miała nikogo, tylko psa. Została sama.
  Starałam się przyzwyczaić do tego jak ludzie na mnie patrzyli, ale było to cholernie trudne. Za każdym razem, gdy zauważyłam że mi się przyglądają, to było jak ukłucie w sam środek serca, które rozchodziło się po całym moim ciele, a do mojego mózgu docierała tylko informacja, że najważniejsze dla mnie osoby leżą kilka metrów pod ziemią na jednym z tych nieciekawych i przygnębiających cmentarzy.
- Och... Tak. Tak. Wszystko okej. Tradycyjnie Potter mi się naprzykrzał. - Po chwili Lily odezwała się cicho i zamknęła leżącą na blacie książkę, a jej zielone oczy uważnie mi się przyglądały. - A jak ty się trzymasz? Słyszałam o tym co się stało w wakacje. Bardzo mi przykro z tego powodu. - Przygryzłam usta nieco przygnębiona. Nie koniecznie był to temat, który chciałam teraz poruszać.
- Jakoś daję radę. - Uśmiechnęłam się do niej niemrawo. - Zawsze mogło być gorzej, prawda? - Westchnęłam nie wiedząc co mogło być gorsze od wymordowania całej rodziny. Moja wyobraźnia nie sięgała aż tak daleko.
- Tak... Chyba tak... - Powiedziała niepewnie. - To bardzo miłe ze strony Hagrida, że zgodził się zająć twoim psem. Na pewno się ze sobą polubili, zwłaszcza że obiło mi się o uszy, że twój czworonóg potrafi całkiem nieźle ocenić charakter człowieka. - Zachichotała cicho, a ja nieco zdezorientowana zmarszczyłam brwi, ale szybko zrozumiałam o co jej chodziło i uśmiechnęłam się na myśl o wydarzeniach z pociągu.
- Nie znam Syriusza Blacka, ale nie będę ukrywać, że jest pierwszą osobą, do której Afra wykazała jakiekolwiek wątpliwości. Nigdy wcześniej nie zareagowała tak gwałtownie. To było bardzo dziwne, zwłaszcza że to był jeden z niewielu momentów, kiedy Syriusz się nie popisywał. Przynajmniej tak mi powiedziały później przyjaciółki, bo prawdę mówiąc wcześniej średnio go kojarzyłam.
- O wilku mowa! - Zaśmiała się zielonooka i pomachała do Dorcas, która stała tuż obok chłopaka.
- Za chwilę zaczną się zajęcia, lepiej pójdę na swoje miejsce. - Powiedziałam nieco speszona i usiadłam obok przyjaciółki, a następnie wyciągnęłam książki z torby.
  Odwróciłam się zaciekawiona, aby przyjrzeć się sławnemu Gryfonowi i ku mojemu przerażeniu, ten z niepokojącym zainteresowaniem przyglądał się mojej osobie. Natychmiast wróciłam do przeglądania podręcznika. Oczywiście cała sytuacja, która trwała zaledwie kilka sekund nie umknęła uwadze blondynki i zaczęła szeptać do mnie podekscytowana.
- Alexandro McMillan, twoja wyobraźnia chyba pognała w nieznane mi rejony. Zwłaszcza, że doskonale wiesz, że mam Bena, a nawet jeśli bym z nim nie chodziła, to z tego co mówiłyście z Sophie o jego podbojach, to mną znudziłby się jeszcze szybciej niż innymi dziewczynami. Doskonale wiesz, że nie jestem ciekawą osobą, a o moim istnieniu dowiedział się tylko z powodu morderczych zapędów Afry. W innym przypadku nawet by na mnie nie spojrzał. Bardzo dobrze znam swoje miejsce i zdecydowanie nie jest ono u boku Blacka.
- Przestałabyś z tym Benem. Prawda jest taka, że jest palantem i samolubnym dupkiem.
- Nie jest! Skąd taki głupi pomysł? - Spojrzałam na nią zszokowana.
- Gdyby choć trochę mu na tobie zależało, to przyjechał by do ciebie w chwili kiedy naprawdę go potrzebowałaś. On tylko napisał kilka marnych listów i miał cię głęboko gdzieś. Myśl i mów co chcesz, ale nie tak zachowuje się ktoś, kto się troszczy o swoją dziewczynę. - Nabrałam powietrza do płuc i posłałam brązowookiej oburzone spojrzenie. - I nawet nie próbuj zaprzeczać, koleś całkowicie cię olał.
- Kto ją olał? - W ławce przed nami z impetem usiadła zziajana i spocona Sophie. Jej jasne włosy wyglądały jakby przed chwilą zsiadła z miotły i przybiegła prosto na zajęcia.
- A jak myślisz? Kto mógłby olać Eileen? - Powiedziała zniesmaczona McMillan i oparła brodę na dłoni.
- Ach... - Jęknęła ze zrozumieniem przyjaciółka. - Całkowicie się zgadzam ze słowami Lexi, nawet tymi których wcześniej nie słyszałam. Nie sądziłam, że Hershey może okazać się jeszcze większym palantem niż był, ale jak widać może. Ludzie potrafią zaskakiwać, niekoniecznie pozytywnie.
- Witam wszystkich szóstoklasistów. - Powiedział pogodnie profesor Flitwick i skierował się w stronę podwyższenia znajdującego się na środku sali. - Najwyższy czas wziąć się za naukę. Wszystkich nas czeka bardzo pracowity rok.

***

  Leżałam wykończona po całym dniu na łóżku. Nie miałam dzisiaj wiele zajęć, ale i tak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że kiedy nie skupiałam uwagi na tym co się wokół mnie dzieje, ktoś jakimś cudem przepuścił mnie przez maszynkę do mięsa, a następnie odstawił na miejsce. Bolał mnie każdy mięsień i każda kość. Nawet mózg, choć wiem że to niemożliwe. Jednak po głębszych przemyśleniach, uznałam że chyba nie byłam szczęśliwą posiadaczką tego narządu, ponieważ bardzo rzadko filtrował to co mówię. Nie ma co ukrywać, przydałaby mi się ta funkcja, zamiast czasami paplać bez zastanowienia.
  Podniosłam się zrezygnowana i spojrzałam na stos książek, które leżały rozrzucone obok mnie. I jeszcze tyle zadania domowego. Nie wiedziałam od czego zacząć, dlatego też bezwiednie opadłam na miękkie łóżko. Postanowiłam przez chwilę nacieszyć się ciszą, która tak rzadko panowała w dormitorium. Najchętniej poszłabym spać, ale niestety nie mogłam sobie na to pozwolić. Odpoczywać będę po śmierci, pomyślałam z przekąsem.
- Dobra, koniec tego opieprzania się! - Powiedziałam do siebie i zaczęłam szukać swojej torby, do której spakowałam podręcznik z transmutacji i zielarstwa.
     Stwierdziłam, że dobrym pomysłem będzie jeśli odwiedzę Hagrida i wezmę ze sobą Afrę. Była naprawdę bardzo ładna pogoda,więc grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Mogłabym odrobić zadanie domowe na świeżym powietrzu, a pies w tym czasie by się wybiegał. Jak dla mnie brzmiało to jak dobry plan, nawet bardzo dobry.
  Nieco podniesiona na duchu żwawo opuściłam wieżę Gryffindoru i udałam się do chatki naszego sympatycznego gajowego.
© Design by Agata for WS. Scroller, pattern.