Archiwum

Statystka

Informacje

Z radością informuję, że po dosyć długiej przerwie wypełnionej męczącymi kolokwiami i egzaminami pojawił się na blogu ROZDZIAŁ TRZECI - serdecznie zapraszam do czytania :)

18 września 2016
Autor:

Prolog


POŻEGNANIE Z RODZINĄ

„Jestem jeszcze zakochana resztkami bezsensownej miłości i jest mi tak cholernie smutno teraz, że chcę to komuś powiedzieć. To musi być ktoś zupełnie obcy, kto nie może mnie zranić.”
Janusz Leon Wiśniewski

Eileen

    Stałam na plaży i cieszyłam się ostatnimi chwilami, które miałam spędzić wdychając słone powietrze i ciesząc się z podmuchów wiatru, który nieustannie plątał moje włosy. Ogarnęło mnie dziwne uczucie – gdybym tylko mogła nie ruszyłabym się z miejsca gdzie stoję nawet o milimetr napawając się widokiem spienionych fal i migoczącego morza, ale z drugiej strony jak najszybciej chciałam się znaleźć w pociągu pędzącym do Hogwartu i nie wracać tutaj nigdy więcej. W ostatnim czasie wszystko stało się tak niesamowicie popieprzone, że to aż nieprawdopodobne.
    Usłyszałam szczekanie i odwróciłam głowę w kierunku dźwięku. Afra, ciemno złoty dog niemiecki pokaźnych rozmiarów pilnowała osoby, która stała pod drzwiami do domu babci, poprawka - od półtora miesiąca mojego
      Nie, chyba jednak nie mogę wrócić do szkoły. Nie dam rady nikomu spojrzeć w oczy i nie wiem co zrobię z sunią na czas roku szkolnego. Nie zostawię mojej jedynej rodziny pod opieką zupełnie nieznanych mi osób. Wcześniej zupełnie o tym nie myślałam co się z nią stanie. Może jeśli poproszę w liście dyrektora, aby została pod opieką Hagrida, to się zgodzi. O ile wielki sympatyczny brodacz nie będzie również miał nic przeciwko temu. Jego zwierzęta miałyby dodatkowe towarzystwo.
    Tajemnicza osoba, której się przyglądałam wciąż stała pod drzwiami. Niechętnie więc się ruszyłam, aby dowiedzieć się kto raczył mi przeszkadzać. Dziwnym trafem, w ostatnim czasie nie bardzo miałam ochoty na dodatkowe towarzystwo, choć ono złośliwie się do mnie garnęło.
Podeszłam do Afry i pogłaskałam ją za uchem. Osoba czekająca pod drzwiami stała odwrócona plecami, więc oprócz tego, że miała dosyć pokaźną i muskularną sylwetkę nie mogłam o niej powiedzieć nic więcej.
- Przepraszam. - W końcu się odezwałam lekko zachrypniętym głosem. W przeciągu ostatnich tygodni nie miałam zbyt wielu okazji do mówienia. Moim towarzyszem rozmów stała się suczka. - Czy mogłabym w czymś pomóc? - Nieznajomy odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy. Momentalnie zaschło mi w gardle i byłam jak sparaliżowana. Przede mną stał brat mamy. Widziałam go raz, kilka lat temu podczas świąt Bożego Narodzenia, ale to wspomnienie wydawało się przebijać jak przez mgłę. Ostatnio miałam z nim kontakt tuż po śmierci rodziców i babci, gdy okazało się, że jest moim jedynym żyjącym krewnym. Jedyne co potrzebowałam wiedzieć, to że odciął się od mojej rodziny i znalazł sobie znajomych, którzy podzielali jego dziwne i spaczone przekonania. Zdecydowanie nie chciałam go tutaj. Jego przybycie mogło oznaczać tylko i wyłącznie kłopoty.
- Witaj. Z tego co się orientuję, to chyba ja powinienem pomóc tobie. - Na twarzy mojego wuja pojawił się cyniczny uśmieszek. - Nie zaprosisz do środka na herbatę? - Zapytał dokładnie lustrując mnie wzrokiem. - Dochodzi już siedemnasta. - Postukał palcem w tarczę zegarka na jego nadgarstku.
- Nie, raczej nie. - Odpowiedziałam i przybliżyłam się do Afry. - I prawdę mówiąc wątpię, abyś mógł mi w jakikolwiek sposób pomóc. Pogrzeb rodziców i babci odbył się ponad miesiąc temu, więc jak sam widzisz, ze wszystkim dałam sobie radę. O ile pamięć mnie nie myli, nie pojawiłeś się na uroczystości. - Rzuciłam w jego kierunku wyzywające spojrzenie, choć w środku byłam cholernie przestraszona. - Z tego co pamiętam, to wszelkie sprawy związane z testamentem i opieką nade mną zostały już omówione, dlatego też nie rozumiem co cię tu sprowadza. - Odwróciłam się w kierunku drzwi nawet na niego nie spoglądając. Afra i on ruszyli za mną, dlatego też zatrzymałam się i ponownie spojrzałam mu prosto w oczy.
- Nie przypominam sobie, abym zapraszała cię do środka. - Miałam ochotę rzucić w niego jakimś nieprzyjemnym zaklęciem albo w bardziej tradycyjny sposób nie wymagający magii, po prostu dać z pięści w twarz. Jednak zamiast tego wzięłam głęboki oddech. Wujek stał dokładnie w tym samym miejscu co przed chwilą, zupełnie nie przejmując się tym co powiedziałam, tylko przyglądał mi się z wyższością.
- Chyba jednak zapraszałaś. Musimy uzgodnić jak dostaniesz się na dworzec i kto będzie zajmował się domem i psem - rzucił pogardliwe spojrzenie na mojego pupila - na czas roku szkolnego. Przecież ktoś musi doglądać posiadłości.
Zacisnęłam mocno usta i przez zaciśnięte zęby odpowiedziałam.
- Wuju, nie musisz się tym martwić, jeśli dobrze pamiętam, dom należy do mnie, więc to chyba mój problem. Podobnie się ma kwestia mojej edukacji i psa. Nic. Ci. Do. Tego. 
- Wydaje mi się, że omijasz kilka drobnych, wręcz nieznacznych szczegółów. - Ostatnie słowa wypowiadał bardzo powoli. - Nie jesteś pełnoletnia, więc dom w świetle prawa jeszcze do ciebie nie należy. - Czułam jak moje policzki robią się czerwone, a knykcie zaczynają robić się białe.
- Zostało tylko sześć miesięcy. - Niemal wysyczałam, a po chwili już spokojniejszym głosem dodałam. - To musi boleć, skoro nie zobaczysz ani galeona z rodzinnego majątku, co? - Dla odmiany tym razem twarz wujka przybrała kolor purpury. Otworzyłam drzwi do domu i niemal natychmiast do środka wbiegła Afra, ale nie skierowała się jak zazwyczaj do swojego posłania, tylko usiadła obok mnie szczerząc zęby. 
- Byłabym wdzięczna, gdybyś opuścił teren mojego domu. - Wzięłam głębszy oddech. - I z łaski swojej, nie pokazuj się tu więcej. - Po tych słowach w dosyć niegrzeczny sposób trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Oparłam się plecami o ścianę w przedpokoju i wciąż czułam jak moje policzki są czerwone z gorąca, a ręce trzęsą się ze zdenerwowania.
- Co za bezczelny typ. - Szepnęłam do suni, która leżała pod drzwiami na chłodnych kafelkach i obserwował mnie jednym okiem.
Miałam wrażenie, że stoję tak od co najmniej godziny lub dłużej, lecz z letargu wytrąciło mnie ciche pukanie do drzwi, więc mogłam być pewna jednego – nie będzie to wuj Robert, on zdecydowanie użyłby o wiele więcej siły do tej prostej i niewinnej czynności.

Syriusz

Wrzucałem do kufra wszystkie moje rzeczy, które miałem pod ręką. Nie starałem się nawet ich składać. Chciałem po prostu jak najszybciej być spakowany i w jak najkrótszym czasie znaleźć się możliwie najdalej od domu. Spojrzałem na stos książek leżących na biurku i jednym gestem ręki zsunąłęm je do walizki. Gorączkowo rozejrzałem się po pokoju i wziąłem do ręki swoją miotłę i zacząłem do niej przywiązywać bagaż. Wyciągnąłem lusterko dwukierunkowe i cicho wypowiedziałem imię przyjaciela, a po chwili ujrzałem jego twarz.
- Cześć, co słychać? - Usłyszałem wesoły głos okularnika.
- Ciszej! - Szepnąłem poddenerwowany. - Jeszcze ktoś cię usłyszy. James, jest sprawa. Wynoszę się z tego cholernego gniazda żmij. Wsiadam na miotłę i nigdy więcej mnie tu nie zobaczą. - Usłyszałem huk i głośne krzyki mojej matki, a chwilę później ciężkie kroki na schodach. Nie miałem czasu, aby zastanawiać się o co tym razem poszło. - Dobra stary, muszę stąd spieprzać. Teraz albo nigdy. Odezwę się za niedługo. - Schowałem do kieszeni lusterko i otworzyłem na oścież okno. Chwilę później znajdowałem się kilka metrów nad ziemią i cieszyłem się wiatrem we włosach i dopiero co zdobytą wolnością. W oddali słyszałem głosy przekrzykujących się rodziców, a ja tylko potrafiłem się śmiać.
Kilka godzin później siedziałem na ławce w parku niewielkiej mieściny, a ludzie którzy przechodzili obok posyłali mi ukradkowe spojrzenia. Bawiłem się lusterkiem kiedy nagle zobaczyłem w nim Jamesa, przyglądającego mi się badawczo.
- Łapa, mów gdzie jesteś. - Rozejrzałem się po okolicy i z powrotem spojrzałem w lustro. 
- W jakimś parku, nie bardzo wiem gdzie. Małe miasteczko, Cranleigh czy jakoś tak. Dwie może trzy godziny drogi od Londynu.
- Przestań się wygłupiać i przyleć do mnie. Moi rodzice już się zgodzili, abyś się do nas przeniósł, więc rusz ten swój zapchlony tyłek zamiast siedzieć w jakiejś dziurze. - Westchnąłem cicho i spojrzałem na bruneta.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, nie mam zamiaru zwalać się tobie i twoim rodzicom na głowę. Chyba wrócę do Londynu.
- I co masz zamiar tam robić? Przecież nie wrócisz do domu... - Okulary zsunęły się z nosa przyjaciela gdy ten lekko przechylił głowę na bok kręcąc nią z niedowierzaniem.
- Już mówiłem, nie mam zamiaru spędzać więcej tam czasu i wysłuchiwać jakichś dziwnych ideologii, jakby krew miała mieć znaczenie. - Prychnąłem. - Myślałem raczej o tym, aby zatrzymać się w Dziurawym Kotle...
- I co, praktycznie całe wakacje chcesz spędzić w jakimś marnym pokoju nie robiąc nic tylko się nudząc? - Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu. Może nie do końca przemyślałem kwestię ucieczki z domu, ale jednego byłem pewien, pomimo nowych problemów, ani trochę nie żałuję. - Przestań wzdychać i jęczeć. Za godzinę chcę cię widzieć. Pomyśl o tym, ile będziemy mieć czasu na stworzenie i przećwiczenie razem nowych taktyk. Ślizgoni nie pozbierają się po meczu z nami. - Uśmiechnąłem się delikatnie na tę myśl. James doskonale wiedział jak mną manipulować. - I nie zapominaj o tym jakie dobre placki robi moja mama... - W tym momencie zacząłem się głośno śmiać. 
- Miałeś mnie już przy quidditchu, ale wypieki twojej mamy kupiły mnie na całego.

***

Stałem pod drzwiami domu Rogacza i zastanawiałem się czy zapukać. Ponownie zacząłem mieć wątpliwości czy na pewno dobrze robię zwalając się na głowę Jamesowi i jego rodzicom. Byłem pewien, że mieli własne problemy, a ja nie chciałem być jednym z nich. Rozglądałem się z zainteresowaniem się po okolicy gdy ktoś na mnie wpadł.
- Bardzo przepraszam. - Odwróciłem się w stronę pośrednio poszkodowanej przeze mnie osoby.
- Syriusz! Jak dobrze, że już jesteś! Tylko dlaczego tak późno? Z Fleamontem naprawdę zaczynaliśmy się o ciebie niepokoić. Martwiliśmy się, że miałeś jakiś wypadek. - I nagle poczułem jak czyjeś ramiona oplatają mnie niemal z każdej strony, jeśli w ogóle jest to możliwe.
- Dzień dobry. - Udało mi się powiedzieć na resztkach powietrza znajdujących się w moich płucach.
- Wchodź do środka. Zagotuję wodę na herbatę i przyrządzę coś do jedzenia. Jestem pewna, że jesteś głodny i nie próbuj zaprzeczać. - Odwróciła się do mnie i ciepło uśmiechnęła. - Pójdź na górę, James przygotował dla Ciebie pokój. Nie mógł się doczekać aż przybędziesz. - Mama przyjaciela spojrzała na mnie kolejny raz i cicho westchnęła. W jej oczach, identycznych jak u Rogacza wyraźnie malowała się troska. - Nie powiem, że pochwalam twoją decyzję, ale doskonale rozumiem dlaczego ją podjąłeś. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć, bez względu na wszystko. - Powiedziała po dłuższej chwili poważniejszym tonem i znowu mnie przytuliła. - Uciekaj teraz na górę, zawołam was jak kolacja będzie gotowa. 
Pani Potter skierowała się w stronę kuchni i zostawiła mnie przed schodami. Byłem dosyć skołowany całą sytuacją i postawiłem już stopę na pierwszym stopniu, ale nie potrafiłem tak po prostu odejść.
- Przepraszam... - Odezwałem się lekko zachrypniętym głosem, a ciepłe brązowe oczy skierowały się na mnie. - Bardzo dziękuję. Za wszystko. - Uniosłem niepewnie kąciki ust i poszedłem do pokoju przyjaciela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Design by Agata for WS. Scroller, pattern.