Archiwum

Statystka

Informacje

Z radością informuję, że po dosyć długiej przerwie wypełnionej męczącymi kolokwiami i egzaminami pojawił się na blogu ROZDZIAŁ TRZECI - serdecznie zapraszam do czytania :)

24 października 2016
Autor:

Rozdział drugi


NICOŚĆ WYPEŁNIONA CISZĄ

"Ta pustka. Nie da się jej opisać. Tylko jej następstwa. Uczepienie się mojego kretyńskiego życia. Bezsilność. Pragnienie przeszłości. Zacząć wszystko od nowa, uniknąć błędów, jakich błędów? Skazany na pustkę? To jest mi pisane. Przeznaczenie. I wszystkie te bzdury. Najmniejszy ruch jest trudny.
Lolita Pille - Hell



Eileen

Siedziałam na łóżku w dormitorium, a w ustach wciąż miałam cudowny smak tych wszystkich potraw, które pojawiły się na uczcie powitalnej. Nie brakowało na niej niczego. Obfitowała ona w szereg rozmaitych dań głównych i deserów, a każdy uczeń zajadał się tymi pysznościami i wesoło gawędził z sąsiadującymi kolegami.
Uczta oczywiście nie mogła odbyć się bez momentami zabawnej, ale przede wszystkim pełnej przesłań i ostrzeżeń przed czyhającymi niebezpieczeństwami pieśni wykonanej przez Tiarę Przydziału, której treść uzupełniło krótkie, acz treściwe przemówienie profesora Dumbledora.
Studenci byli bardzo zadowoleni z faktu, że dyrektor nie mówił zbyt wiele, ale niestety nie zwrócili większej uwagi na jego słowa albo po prostu nie chcieli zrozumieć ich powagi. "Nadchodzą ciemne dni, lecz nie możemy stracić nadziei. Zawsze powinniśmy szukać chociaż cienia, bo to oznacza, że gdzieś jest światło." Te słowa, nie potrafiłam pozbyć się ich z głowy. Czułam ich ciężar całym swoim ciałem i zamiast cieszyć się rozpoczęciem roku szkolnego i z towarzystwa przyjaciół, wracałam do najgorszej chwili mojego życia. Miałam wrażenie jakby  wydarzyła się wczoraj. 
W regularnych odstępach czasu ciepła woda obmywała mi stopy. Słońce przyjemnie ogrzewało mi ramiona, aż czułam jak robi mi się opalenizna. Jak na tak ładną pogodę plaża była wyjątkowo opustoszała, co niezwykle pasowało Afrze, która pełna entuzjazmu i z niezmąconym zapałem przeganiała mewy, które ku jej radości zamiast opuścić plażę, odlatywały na kilka sekund i wracały. Za każdym razem gdy ptaki zniknęły, podbiegała do mnie i upominała się o pieszczoty tylko po to by kolejny raz się ich pozbyć.  
Wsłuchiwałam się w przyjemny dla ucha szelest liści i szum fal, te ciche dźwięki wzajemnie się uzupełniały tworząc swego rodzaju kojącą symfonię. Dawno nie mogłam cieszyć się takim spokojem panującym nad morzem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to była tylko cisza przed burzą... - Pomyślałam rozgoryczona, a na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Eileen? - Usłyszałam głos, który dochodził jakby zza ściany. - Kontaktujesz ze światem zewnętrznym? - Zaśmiała się Sophie i pomachała mi ręką tuż przed oczami. Zamrugałam kilkakrotnie. Miałam wrażenie jakbym przed chwilą się obudziła.
- Yyy... - Zaczęłam dosyć nieprzytomnie i lekko zdezorientowana rozglądałam się po pomieszczeniu. - Coś się stało? 
- Nie, chciałyśmy tylko wiedzieć czy twój plan lekcji jest równie okropny co nasz. - Mruknęła z niezadowoleniem Lexi,  która z niechęcią wpatrywała się w kawałek papirusu i jakby od niechcenia zaginała jego rogi. 
- Prawdę mówiąc nie wiem,  nie zdążyłam się jeszcze przyjrzeć. - Niemal natychmiast sięgnęłam po mój rozkład zajęć. 
- Przyznaj się, gdzie odpłynęłaś? Czyżbyś wciąż miała przed oczami naszego super przystojnego ścigającego. - Przyjaciółka zapytała ruszając w dosyć zabawny sposób brwiami, po chwili odwróciła się i zrobiła to samo w stosunku do Lexi. - Na ten widok, chcąc nie chcąc zaśmiałam się.
- Przestań,  przecież wiesz, że mam Bena. - Powiedziałam z wyrzutem. - Poza tym, dawno już o nim zapomniałam. Znając życie pewnie zasłużył na to niezwykle ciepłe przywitanie Afry. Jestem dziwnie pewna, że razem z Potterem coś przeskrobali.
- Ja jestem zdania, że to jednak o nim myślałaś i wciąż jest ci wstyd, że rano na peronie go nie rozpoznałaś. - McMillan rzuciła niedbale papirus na szafkę nocna i usiadła obok mnie na łóżku, a mi znowu zrobiło się głupio, gdy o tym pomyślałam. 
- I przestań z tym Benem, popatrzeć zawsze możesz i pamiętaj, że dobre dzieło sztuki zawsze, ale to zawsze należy docenić. Przecież to grzech nie zwrócić uwagi na arcydzieło. - Powiedziała pełna przekonania Sophie, której gęste blond loki układały się wręcz idealnie, mogłam jej tego tylko pozazdrościć. Moje włosy były proste, ewentualnie gdy nie dopisywała pogoda lub wilgotność powietrza, wciąż były proste. Nic nie było w stanie sprawić, aby chociaż przez chwilę układały się inaczej.
- W takim razie o czym myślałaś? 
- To jak twój plan zajęć.  - W jednym czasie odezwały się przyjaciółki. 
- Ależ wy mnie napastujecie. - Zaśmiałam się. - Nie myślałam o niczym szczególnym, a mój plan... - Przyjrzałam się uważnie rozpisce. - Wiedziałam, że będę mieć dużo zajęć, ale nie sądziłam że będę miała też tyle okienek. - Pokazałam blondynkom papirus, a Lexi jęknęła niezadowolona. 
- W czasie kiedy ty masz przerwę w poniedziałek i czwartek, ja z Sophie mamy runy.
- Naprawdę? - Odezwałam się rozczarowana. - Za to mamy razem później transmutacje. - Dodałam starając się trochę poprawić humor przyjaciółce.
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć bo do dormitorium weszła Dorcas Meadows wciąż śmiejąc się zapewne z jakiegoś żartu usłyszanego w pokoju wspólnym. 
- Cześć! - Rzuciła wesoło do mnie i do dziewczyn, a my z niemalże równym entuzjazmem jej odpowiedziałyśmy. - Jak wasze wakacje? Czy też były pełne wrażeń? - Zachłysnęłam się powietrzem, a blondynki spojrzały na siebie porozumiewawczo. - Na pewno były równie cudowne jak moje. Najlepsze w życiu... - Podeszła do mojego łóżka i dosiadła się do naszej trójki. - Pojechałam z rodzicami do Hiszpanii, było tak cudownie, że z żalem pojawiłam się na King's Cross. - Dorcas w dalszym ciągu opowiadała jak spędziła chwile wolne od Hogwartu, ale nie potrafiłam skupić się na tym co mówi. Cały czas myślami wracałam do tego okropnego dnia.
Po chwili wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi zahaczając o kotarę i potykając się o leżące na podłodze buty. Koleżanki spojrzały na mnie zdziwione, ale nie przejmowałam się tym.
- Eileen, gdzie idziesz? - Odezwała się Sophie, a jej błękitne tęczówki wręcz napastliwie wpatrywały się we mnie. - Jest już dosyć późno, a rano musimy wstać na zajęcia.
- Ja... - Zaczęłam dosyć nieporadnie. Nie wiedziałam w sumie co chciałam powiedzieć. Byłam pewna tylko tego, że muszę wyjść z dormitorium. Nie chciałam słuchać o wspaniałych wakacjach nad morzem, choć bardzo się cieszyłam, że przynajmniej jedna osoba nie miała popsutego wypoczynku i mogła nacieszyć się słońcem, wodą, piaskiem i rodziną. - Za niedługo będę, muszę tylko coś sprawdzić. - Odwróciłam się i zamknęłam za sobą drzwi. Na schodach słyszałam jak czarnowłosa śmieje się razem z Turner i McMillan. Jedyne na co miałam ochotę to rozpłakać się i schować w najciemniejszym i najodleglejszym kącie zamku, tak aby mieć pewność, że nikt mnie nie znajdzie i nie będzie zadawał mi po raz kolejny tych samych pytań.
Starałam się przejść przez pokój wspólny jak najciszej, tak aby nikt nie musiał zwracać na mnie uwagi. Przy kominku siedziała większa grupka osób, które głośno się śmiały i nawzajem się przekrzykiwały opowiadając o wakacyjnych przygodach. Wśród nich był nieszczęsny Syriusz Black, który jak na siebie był dosyć milczący i zamyślony. Co jakiś czas wymieniał się jakimiś uwagami z Potterem. Niespodziewanie odwrócił głowę w moim kierunku, a jego spojrzenie zatrzymało się na mnie przez dłuższą chwilę. Przestraszona szybko odwróciłam wzrok i przyśpieszyłam kroku. W końcu zniknęłam za portretem Grubej Damy. Na korytarzu owiało mnie chłodne powietrze i poczułam jak zaduch panujący w pokoju powoli mnie opuszcza. Mój wzrok stopniowo się przyzwyczajał do panujących wokoło ciemności i w końcu mogłam swobodnie pomyśleć nad tym co właściwie odpieprzam. Kompletnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Raz byłam wszystkim wdzięczna za okazaną pomoc i cierpliwość, a chwilę później miałam ochotę rzucić w najbliższą osobę Avadą i zacząć wrzeszczeć wniebogłosy, tak aby zedrzeć gardło i wypluć płuca. Może to przyniosłoby mi chociaż częściową ulgę. Byłam tym wszystkim tak bardzo zmęczona. Nie miałam siły na nic. Ogarnęła mnie obezwładniająca rezygnacja.
Nie wiedziałam gdzie się podziać, więc po prostu usiadłam na zimnej posadzce tuż obok obrazu. Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć do dziesięciu jednocześnie biorąc kilka głębszych oddechów. Na korytarzu było tak cicho i spokojnie, wręcz kojąco. Tego zdecydowanie teraz potrzebowałam, otaczająca pustka całkowicie mnie pochłaniała, kawałek po kawałku, a ja czułam się z tym doskonale.

Syriusz

Pomimo tłumu, w którym się znajdowałem i ogłuszającego wręcz gwaru, James co chwilę, w możliwie jak najbardziej dyskretny sposób przekazywał mi najnowsze pomysły odnośnie naszej taktyki. Z zadziwiającą wręcz dokładnością omawiał mi każdy manewr i trick. Chłonąłem każde jego słowo i zastanawiałem się nad tym jak wprowadzić plany w życie. Mieliśmy niestety poważny problem, ponieważ najlepszy obrońca jakiego miał Gryffindor od ostatnich co najmniej pięćdziesięciu lat niestety ukończył szkołę i cwaniak teraz jeździ po świecie razem ze Zjednoczonymi z Puddlemore.
Analizowałem to co mówił Rogacz i następnie przekazywałem swoje uwagi i wątpliwości. Wyprostowałem się i zacząłem rozglądać po pokoju wspólnym by rozluźnić odrobinę mięśnie szyi, nieco nadwyrężone ciągłym pochylaniem się w kierunku przyjaciela. Bezwiednie spojrzałem w najdalszy kąt pomieszczenia i zobaczyłem niewielką postać, która można by rzecz, że się skradała. Po chwili rozpoznałem w drobnej istocie tę dziwną dziewczynę od krwiożerczego psa. Przystanęła na chwilę, jakbym przestraszył ją tym, że w ogóle zauważyłem jej osobę i niemal natychmiast pognała w kierunku wyjścia. Jedyne co byłem w stanie zobaczyć, to znikające za nią jej długie brązowe, wręcz ociekające czekoladą włosy. Ciekawe gdzie się wybierała o tej porze. Nie powiedziałbym, aby to była odpowiednia godzina do myszkowania po zamku, oczywiście nie odnosiło się to do naszej czwórki. Huncwotów nie dotyczyły dziwne i w naszym przekonaniu absurdalne reguły, mieliśmy własne zasady. Ta szkoła w końcu należała do nas. No może w trochę mniejszym stopniu niż do profesora Dumbledora, ale to nie zmienia faktu, że niezmiennie od ostatnich sześciu lat tutaj królowaliśmy.
Właśnie miałem pójść do dormitorium, aby w końcu odetchnąć od tych wszystkich ludzi i nadmiaru emocji, kiedy poczułem na ramieniu coś lekkiego i ciepłego. Tuż przy mnie stała Dorcas Meadows, która uśmiechała się do mnie delikatnie, ale mimo wszystko wyglądała na zmartwioną. Zdjęła dłoń z mojego barku i zaczęła poprawiać włosy.
- Myślałem, że poszłaś już spać. - Stwierdziłem niezbyt odkrywczo i odwróciłem się w jej stronę, aby lepiej przyjrzeć się twarzy dziewczyny. Ciemne, prawie że czarne oczy wpatrywały się we mnie wyrażając niemą prośbę, lecz oprócz tego nie dostrzegłem nic nadzwyczajnego, może miała lekko zaróżowione policzki.
- No tak. - Odparła natychmiast i badawczo rozglądała się po podłodze. - Faktycznie miałam taki zamiar, ale zorientowałam się, że nie mam bransoletki, którą dostałam w prezencie od babci. Jest dla mnie dosyć ważna, więc wolałabym, aby nie uzyskała statusu zgubiona, przepadła z kretesem. - Zaśmiałem się cicho po tych słowach, lecz ona spojrzała na mnie z wyrzutem, więc aby naprawić swój błąd wstałem i również zacząłem przyglądać się dywanowi. 
- Kiedy ostatni raz ją widziałaś na ręce? - Spytałem wytężając wzrok, aby dojrzeć cokolwiek pośród misternych wzorów znajdujących się pod naszymi stopami.
- Yyy... - Zamyśliła się na dłuższą chwilę. - Jestem pewna, że miałam ją jeszcze na uczcie powitalnej ponieważ pokazywałam ją Lily...
- Czyżbym usłyszał imię najpiękniejszej dziewczyny w naszej szkole? - Podekscytowany Potter przerwał czarnowłosej w połowie zdania, nie dokańczając swojej opowieści skierowanej do grupki Gryfonek, jak na moje oko z czwartego roku.
- Tak... - Dorcas odparła niezadowolona i posłała grymas w stronę Jamesa. - Ale nie o nią się teraz rozchodzi, później będę kontynuowała pomaganie w twojej największej życiowej misji. Teraz skupiamy się na mnie i na tym, że zgubiłam cholernie ważną bransoletkę i musimy ją jak najszybciej znaleźć. 
- Obiecujesz, że nie wycofasz się z powierzonej ci misji? - Zapytał z powagą okularnik. - I w końcu uda mi się umówić z Evans?
- Tak, tak. - Jęknęła zniecierpliwiona i rzuciła groźne spojrzenie w kierunku przyjaciela. - Zamiast gadać, pomógłbyś byś nam. - Po chwili nasza trójka chodziła na kolanach po pomieszczeniu i szukała zguby.
- Mogę wiedzieć dlaczego raczkujecie po pokoju wspólnym? - Spojrzałem do góry, a nad nami stał rozbawiony Remus. - Rozumiem, że wszyscy jesteśmy podekscytowani nowym rokiem szkolnym, ale wątpię, aby to był dobry sposób do okazywania radości.
- Ha. Ha. Ha. - Odparł rozdrażniony Potter. - Próbujemy znaleźć jakąś nieszczęsną błyskotkę od Meadows. Jakbyś nie mogła kupić sobie nowej. - Dodał z wyrzutem.
- Dlaczego nie użyjecie Accio? - Na twarzy Lupina pojawił się pobłażliwy uśmiech, a my wstaliśmy zażenowani. - Nie chcę was nakłaniać do niepotrzebnego czarowania, ale nie jesteśmy już w domach i możemy korzystać z różdżek.
- Niezwykle zabawne. - Warknął czarnowłosy i poprawił przekrzywione okulary, które zjeżdżały mu z nosa. - Od kiedy dopisuje ci takie poczucie humoru, co?
- Luniaczku, nie nabijaj się z nas. Powinieneś pielęgnować te niezwykle rzadkie przejawy dobroci, które się w nas pojawiają, a nie wyśmiewać. - Uśmiechnąłem się możliwie najbardziej niewinnie. Trudno było mi ocenić na ile mi się to udało, ponieważ wbrew pozorom to nie była częsta mina występująca w moim repertuarze. - W końcu jesteś prefektem, powinieneś co nieco na ten temat wiedzieć...
- Dobrze, że mi przypomniałeś. Dzisiaj mi przypadł ten nieszczęsny obowiązek wygonienia źródła wszelakich odgłosów i dźwięków nie pozwalających innym spać do dormitoriów. - Zielonooki nagle wydał mi się niezwykle zmęczony, ale zamiast marudzić ruszył pewnym krokiem w stronę hałasujących uczniów.
- Szkoda, że to nie kolej Lily, miałbym doskonały powód... - Potterowi nie dane było dokończyć, ponieważ wtrąciła się Dorcas, która raz po raz sprawdzała czy bransoletka znajduje się na jej szczupłym nadgarstku, lecz niestety z marnym skutkiem.
- By napastować ją i nie dawać jej żyć? - Zapytała ironicznie. - Pamiętaj o jednym z najważniejszych moich warunków, masz zachowywać się jak człowiek, a nie jak nadworny błazen lub jakaś małpa. Bez obrazy dla zwierząt. - Sięgnęła po różdżkę do szaty i szepnęła formułę zaklęcia przywołującego i niemal natychmiast w jej dłoni pojawiła się zguba. - Kąciki jej ust uniosły się z wyraźnym zadowoleniem.
- Potter, pamiętaj co ci mówiłam, inaczej wszystko szlag trafi, więc się ogarnij. - Rzuciła mu groźne spojrzenie i nieznacznie skierowała w niego koniec zaczarowanej gałązki. - Dobranoc Syriuszu. Do jutra. - Posłała mi ciepły uśmiech i odwróciła się na pięcie, po czym zniknęła za zakrętem na schodach, skąd jeszcze przyglądała mi się badawczo. Kiwnąłem na nią głową, a ona przyspieszyła kroku. Czy od dzisiaj wszystkie dziewczyny, na które spojrzę będą przede mną uciekać? Zapytałem się w myślach starając się zrozumieć ich zachowanie.
Wziąłem głęboki oddech i rozejrzałem się po pokoju wspólnym, w którym panował przyjemny półmrok. Większość ludzi zdążyła się już rozejść, co musiało być zasługą Lupina, który zapewne próbował ich łagodnie przekonać do udania się do dormitoriów, ale znając życie to nie poskutkowało, więc sięgnął po bardziej wymowne środki perswazji. Krótko mówiąc nastraszył ich mało przyjemnymi szlabanami.
Przy kominku siedziało kilka Gryfonów z najstarszego rocznika i żywo szeptało między sobą co jakiś czas chichocząc. James poszedł już spać, w końcu chciał z samego rana pójść ze mną na boisko i poćwiczyć kilka nowych manewrów zanim zaprezentuje je drużynie.
Usiadłem na jedynym wolnym fotelu i wpatrywałem się w tańczące płomienie i delektowałem ciepłem, które dawały. W końcu miałem chwilę dla siebie i mogłem w samotności w pełni nacieszyć się faktem, że w końcu wróciłem do domu. Wszystko nareszcie było na swoim miejscu i wszelkie poważniejsze troski odejdą na drugi plan na kilka najbliższych miesięcy. Przynajmniej miałem taką nadzieję. Na chwilę obecną nic innego mi nie pozostawało.
W pomieszczeniu z każdą kolejną sekundą robiło się coraz bardziej cicho i spokojnie. Zniknęli nawet siódmoklasiści, którzy pewnie stwierdzili, że już najwyższa pora na odpoczynek po długim dniu pełnym wrażeń. Ja tylko jak ten ostatni młotek siedziałem z dupą w miejscu i bawiłem się w pieprzonego myśliciela i wielkiego znawcę życia. Brakowało mi tylko ognistej whisky i kogoś kto musiałby wysłuchiwać moich pijackich żali. Musiałem przyznać, że całkiem sprawnie przeszedłem z euforii wywołanej powrotem do Hogwartu, do użalania się nad sobą. I to bez pomocy wcześniej wspomnianego alkoholu. Ależ ja byłem beznadziejny. 
Na moje szczęście w końcu zasnąłem, lecz nie na długo. Obudziło mnie skrzypienie obrazu, po chwili przyzwyczaiłem się do panujących ciemności i dojrzałem dobrze znaną mi brunetkę. Ciekawe skąd wracała o tak późnej porze. Najprościej byłoby po prostu zapytać ją o to, ale nie miałem zamiaru się wychylać. Odniosłem wrażenie, że tylko bym ją spłoszył jak sarnę. Czekając, aż będę mógł wstać i samemu wrócić do dormitorium, z ukrycia odprowadzałem ją wzrokiem do schodów. 

© Design by Agata for WS. Scroller, pattern.